Stres przed zmianą
Żeby oczekiwać zmiany od innych, trzeba zacząć zmianę od siebie. Jasne, to już wiadomo. W teorii jesteśmy świetni. Gorzej, kiedy trzeba coś zmienić i – co gorsza – wziąć za to odpowiedzialność.
Przez lata uczyłam się myślenia i działania w określony sposób. Wyrobiłam nawyki, więc wiem, co działa, a co nie (a przynajmniej myślę, że wiem). Dlaczego zatem, mając tyle doświadczeń i obserwacji, miałabym się zmieniać…?
Dlaczego boimy się zmiany?
Po pierwsze, ponownie musimy przyznać, że jednak jeszcze sporo jest do nauczenia; czujemy, jakbyśmy wracali do szkoły, a przecież ten etap mamy już za sobą, prawda? Niektórzy nadal – z różnych przyczyn – nie lubią szkoły.
Po drugie, kto mi da gwarancję, że zmiana przyniesie jednak więcej dobrego niż złego? Kto mnie zapewni, że nie stracę i że po zmianie będzie lepiej niż przed nią?
Kolejna kwestia, która skutecznie hamuje nas przed zmianą – przekonanie, że „w tym wieku nie mam co się zmieniać”. Po co nowości i ulepszenia, skoro wiadomo, że „lepsze jest wrogiem dobrego”? W dodatku zmianę proponuje ktoś o wiele młodszy ode mnie. Co on tam wie….!
I tak dalej i dalej. Przez takie myślenie i wymówki zamiast progresu panuje zastój; zamiast nowości jest poprzednia epoka, a firma – zamiast stawać się coraz bardziej bezkonkurencyjna – powoli upada.
Jeśli masz poczucie, że coś nie działa tak, jak powinno, albo z różnych stron słyszysz głosy, że trzeba coś zmienić, chociaż zastanów się nad tym porządnie i uczciwie odpowiedz sobie na pytanie: „Gdzie chcę być za 10 lat i dlaczego właśnie tam?”. A teraz sprawdź, gdzie jesteś, i porównaj obie perspektywy.
Gotowość do zmiany może zająć sporo czasu. Zmiana to proces – niekiedy szybki, niekiedy mozolny – ale jedno jest pewne: bez wysiłku się nie obędzie.
Jedną z najważniejszych rzeczy w procesie zmiany jest nasze nastawienie. Bez nastawienia na ciągły rozwój siebie w sporcie nie ma mowy o odnoszeniu prawdziwych sukcesów i wspaniałych postawach (Carol Dweck).
Jak więc rozpocząć proces zmian, zachowując swoje wartości i priorytety? Jak je komunikować innemu pokoleniu i jak radzić sobie z zawirowaniami na rynku?
Zmiana nawyków wymaga decyzji, czasu, a często również pomocy i zewnętrznego wsparcia. Nie dlatego, że ktoś wie więcej niż my, ale dlatego, że jest obiektywny i może zauważyć coś, czego nie dostrzegamy z powodu zmęczenia, zabiegania czy rutyny dnia codziennego. Przyzwyczajamy się do robienia rzeczy w określony sposób, bo od zawsze tak je wykonujemy; zdarza się, że nasz sposób jest „przeterminowany”, a mimo to nadal z niego korzystamy, bo zbyt trudno nam wyjść ze strefy komfortu i zmienić schemat.
Gdy jesteśmy przekonani, że zmiana oznacza jedynie ryzyko, a w dodatku gdy pamiętamy doświadczenia wynikające z poprzednich podejść, tym bardziej bronimy się przed nowymi scenariuszami. Tworzymy sobie tak zwaną bańkę – iluzję bezpieczeństwa, w której tkwimy latami. Nawet jeśli obecna sytuacja nam nie odpowiada, bo kosztuje nas sporo stresu, kłopotów, a nawet zdrowia, siedzimy w niej „bezpiecznie”. W większości przypadków nasze lęki są bezpodstawne, bo rzeczy, których się boimy, nie mają miejsca, a my pozostajemy cali i zdrowi (albo nawet zdrowsi).
To co, można bezstresowo wprowadzać zmiany czy nie? Jeśli ktoś lubi rady – a raczej wskazówki – to bardzo proszę:
- Zdefiniuj, co chcesz osiągnąć (gdzie być) po zmianie.
- Nie tylko określ, lecz także zapisz swoje cele.
- Zrób listę rzeczy, które chcesz (lub które powinieneś zmienić), aby w pełni osiągnąć zamierzone cele.
- Poukładaj te rzeczy we właściwej kolejności, czyli ustal, co jest najważniejsze teraz, a co może poczekać. Zmiana wielu rzeczy w jednym czasie jest mało efektywna.
- Opracuj plan zmiany.
- Opracuj drugi plan zmiany, bo plan A niekiedy zawodzi.
- Sprawdź, czego (lub kogo) potrzebujesz do realizacji swoich planów.
- Zwizualizuj sobie, co się stanie, jeśli niczego nie zmienisz.
- Rusz się w kierunku zmiany, zamiast tylko o niej opowiadać. I zrób to od razu.